poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Waris Dirie. Róża pustyni.

Kiedy byłam mała dziewczynką mieliśmy w domu niezwykły kamyk, którym lubiłam się bawić. Był to mały kawałek gipsu z jakiegoś dalekiego kraju, który nie mam pojęcia jak znalazł się w naszym domu. Lubiłam go, ponieważ wyglądał jak wyrzeźbiony w glinie mały kwiat róży. Jak tłumaczył mi tata, kamień ten nosił nazwę róża pustyni, bo właśnie wiatrom i piaskom pustyni zawdzięczał swój niezwykle misterny kształt. Lata później, w tym samym domu, przeczytałam książkę Waris Dirie "Kwiat Pustyni". Pomyślałam wtedy, że Waris wcale nie jest żadnym kwiatem - bezbronną, delikatną rośliną, która niezwykle rzadko ma odwagę pokazać się światu. Waris jest różą pustyni - piękną, ukształtowana latami przed surowe warunki skałą. Na pierwszy rzut oka wydaje ci się, że możesz ją zmiażdżyć lub połamać dwoma palcami, ale kiedy weźmiesz ją do ręki, rozumiesz, że tego kształtu, tego charakteru i tego piękna nie zniszczy już żadna ludzka siła.
Kim jest Waris Dirie? Urodziła się w Somalii - jednym z najbiedniejszych państw świata. Jako nastolatka ucieka z domu broniąc się przed zaaranżowanym małżeństwem z 60-letnim mężczyzną, który zyskał aprobatę jej ojca, ponieważ zaoferował za nią 5 wielbłądów. Samotnie przemierza pustynię spotykając na swojej drodze groźnego, lecz na szczęście niezainteresowanego nią lwa i nie mniej niebezpiecznego, naćpanego khatem kierowcę ciężarówki, który próbuje ją zgwałcić. Gwałty i molestowania zdają się być z resztą czymś zupełnie powszechnym w życiu somalijskich dziewcząt. Waris udaje się dostać do miasta, a następnie, dzięki ogromnemu szczęściu  i pomocy krewnych z Mogadiszu cudem udaje jej się przedostać do Londynu, gdzie zostaje zatrudniona jako pomoc w ambasadzie Somalii. Młoda Somalijka nie wie prawie nic o otaczającym ją świecie.  Dość powiedzieć, że ciesząc się na wyjazd do Londynu nie ma pojęcia nawet co to słowo oznacza, w samolocie pierwszy raz w życiu korzysta z toalety, a współpasażerowie wydają się jej pomalowani białą farbą. Po przyjeździe do Londynu jest jeszcze gorzej: zaskakuje ją śnieg, nie ma pojęcia jak używać sztućców, ani jak usmażyć naleśniki na śniadanie. Tak naprawdę nie ma pojęcia czym naleśniki w ogóle są.
Po kilku latach pracy poznaje podstawy języka angielskiego oraz europejskiego trybu życia. Kiedy więc kończy się kadencja ambasadora, dla którego pracuje, postanawia pozostać w Londynie i rozpocząć samodzielne życie. Dzięki napotkanej przypadkiem w sklepie Somalijce znajduje dach nad głową i pierwsze zatrudnienie w restauracji McDonald's. Nowo poznana przyjaciółka odkrywa, że Waris posiada wizytówkę fotografa mody, który któregoś dnia zaproponował jej wspólną sesję i razem postanawiają do niego oddzwonić. Po kilku udanych zleceniach i castingach Waris otrzymuje propozycję pozowania do kalendarza Pirelli. Choć z początku odmawia (ma przecież wtedy zmianę w McDonald's!), sesja dochodzi do skutku. Od tej pory jej kariera nabiera rozpędu i kilka lat później, choć nie bez przeróżnych przygód i kłopotów, modelka staje się gwiazdą świata mody.


Waris Dirie nie stała się jednak bohaterka mojego bloga ponieważ udało jej się odnieść sukces w modelingu. Od lat uznaję ją za niezwykle inspirującą postać z innego powodu. Waris Dirie jest pierwszą kobietą w historii, która odważyła się podnieść głowę i głośno zaprotestować przeciwko makabrycznej tradycji obrzezania afrykańskich dziewczynek. W 2007 roku udzieliła przełomowego wywiadu na ten temat dla magazynu Marie Claire, a rok później wydała głośną książkę Kwiat Pustyni, na podstawie której nakręcono film o tym samym tytule. Świat dowiedział się wówczas o istnieniu powszechnej w Afryce pseudo-muzułmańskiej tradycji nakazującej wycinanie dziewczynkom zewnętrznych narządów płciowych.
Dlaczego Waris, tak przywiązana do swoich afrykańskich korzeni, postanowiła walczyć z tradycją obrzezania? Otóż jest to niezwykle okrutny i bolesny zabieg wykonywany często w byle jakich warunkach, na kamieniu lub na gołej ziemi, przy użyciu prymitywnych narzędzi takich jak kawałek szkła, blachy czy żyletki. Ofiary obrzędu są przytrzymywane przez kilka kobiet lub przywiązywane do drzew, ponieważ ból jest tak silny, że potrafią kopnąć własna matkę, wyrwać się i uciec. W najlepszym przypadku, znachorka wycina dziewczynce tylko łechtaczkę, w najgorszym, dosłownie każdy element, każdy „nieczysty” fragment kobiecego ciała, który znajduje się między nogami dziecka i da się go usunąć. Po wszystkim, poranione i zalane krwią dziewczynki są ciasno zaszywane, aby zabliźnioną ranę mógł rozerwać dopiero ich przyszły małżonek podczas pierwszej wspólnej nocy. Wykonujące zabieg znachorki pozostawiają jedynie niewielki otwór wielkości łebka od szpilki na mocz i krew menstruacyjną. Jeśli macie wystarczająco dużo odwagi, możecie wpisać FGM (Female genital mutilation) w wyszukiwarkę, aby zobaczyć o co dokładnie chodzi.
Nie trzeba być lekarzem medycyny, żeby domyśleć się do jakich konsekwencji może prowadzić taki zabieg. Wstrząsy krwotoczne, tężec, gangrena, zakażenie wirusami, uszkodzenia cewki moczowej i odbytu, to wszystko sprawia, że znaczna część pozostawionych samych sobie dziewczynek umiera w niedługim czasie pod obrzezaniu. Jeśli uda im się ujść z życiem, grozi im bezpłodność, przewlekłe zapalenia, ropnie, torbiele oraz dramatyczna trauma pozostawiająca piętno do końca życia, nie mówiąc już o tym, że nigdy nie uda im się osiągnąć jakiejkolwiek przyjemności podczas zbliżenia z mężczyzną. Waris w swojej książce opowiada o ciągłym bólu przy oddawaniu moczu, a także comiesięcznych męczarniach podczas menstruacji, które załagodziła dopiero interwencja chirurgiczna wykonana w Londynie. Zabiegowi poddawane jest 2 miliony afrykańskich dziewczynek rocznie, a wraz z imigrantami proceder trafił również do Europy i USA. Mówi się, że w samym Nowym Yorku liczba skrzywdzonych sięga już prawie 30 tysięcy, a w Wielkiej Brytanii co roku zagrożone nim jest około 20 tysięcy dzieci.
Waris Dirie jako pierwsza miała odwagę podjąć walkę z tym okrutnym zwyczajem i z pomocą pracowników i wolontariuszy swojej Fundacji, prowadzi tę walkę do dziś. Skutki jej działalności powoli zataczają coraz szersze kręgi. Fundacja prowadzi szkolenia, kampanie informacyjne w Afryce i Europie, współpracuje z ONZ i Unią Europejską, a także podpisuje "umowy" zobowiązujące rodziców konkretnych dziewczynek do powstrzymania się od obrzezania w zamian za możliwość nauki i opieki zdrowotnej. Pomaga również skrzywdzonym kobietom, finansując i pomagając zorganizować skierowanie na operacje rekonstrukcyjne. Tydzień temu Fundacja ogłosiła kolejny wielki sukces i przełom: "Rząd Somalii planuje wdrożyć ustawę zakazującą FGM oraz wprowadzić adekwatne kary dla kobiet zajmujących się obrzezaniem w razie nieprzestrzegania tego zakazu. Organizacja Muzułmańskich Prawników oraz przywódcy religijni również wypowiedzieli się przeciwko FGM i nawet określili to jako grzech!"



5 rzeczy, które możemy nauczyć się od Waris Dirie:
1. Przede wszystkim upór, niezłomność i wiara w słuszność swoich ideałów.
Choć wychowana w Afryce w tradycji muzułmańskiej, Waris wierzy, że obrzezanie jest czymś z natury złym i trzeba z nim walczyć. Jest to jednak mozolna praca u podstaw. Praca, której efekty są nadal tak skromne, że czasem zdaje się być Syzyfową. W swojej najnowszej książce "Safa, nie okaleczajcie mnie" Waris opisuje historię dziewczynki, która zagrała w jej biograficznym filmie. Safa pisze do Waris list, w którym żali się, że bardzo boi się obrzezania, a tymczasem rodzice małej coraz częściej dyskutują czy nie powinni tego zrobić. Zastawiają się nad tym, choć był to podstawowy warunek, pod którym otrzymali sowite wynagrodzenie za rolę córki. Tymczasem nieobrzezanej Safy nikt nie będzie chciał poślubić (czytaj: odkupić za kilka wielbłądów). Kto z nas po otrzymaniu takiego listu nie załamałby rąk? Czy po latach edukacji, działań, nie uda się uratować nawet jednej dziewczynki? Waris nie poddaje się. Poświęca mnóstwo czasu, energii i pieniędzy na powstrzymanie rodziny małej Safy przed straszną decyzją. Ba! Nawet angażuje niektórych jej członków w pracę na rzecz Fundacji Kwiat Pustyni! Takich momentów zwątpienia było zapewne mnóstwo. Waris jednak nie poddaje się i bezwzględnie kontynuuje swoją misję.
2. Aktywność i zamiana swoich myśli w konkretne czyny.
Waris opisuje swoją irytację spotkaniem z wiceprzewodniczącą Komisji Europejskiej w Brukseli, podczas którego znów słyszy, że o problemie trzeba rozmawiać, trzeba mówić, trzeba informować, ale nie słyszy żadnych deklaracji, żadnych konkretnych działań czy propozycji. Przypomina wiceprzewodniczącej, że już 7  wcześniej (w 2006 r.) Manifest Fundacji Kwiat Pustyni został już zaprezentowany Unii Europejskiej. Co do tej pory zrobiono, aby ukrócić ten straszny proceder, choćby na terenach państw europejskich? Jak długo będziemy wyrażać oburzenie, wzruszać się, zamiast w końcu zrobić coś konkretnego, co uratuje życie i zdrowie milionom kobiet? Tymczasem Fundacja Waris zdołała otworzyć biura, w których pracuje się na rzecz ofiar obrzezania w Gdyni, Amsterdamie, Barcelonie, Bazylei, Berlinie, Dżibuti, Monako, Montreux, Paryżu, Sierra Leone i w Wiedniu.  W 2007 roku rozdano 35 tysięcy edukacyjnych płyt DVD, które rozdano w szkołach, uczelniach, szpitalach i komisariatach w Wielkiej Brytanii. W 2013 roku we współpracy z berlińskim szpitalem Waldfriede Fundacja otworzyła pierwsze Centrum Kwiat Pustyni zajmujące się holistycznym leczeniem ofiar FGM. W 2014 podpisano 1000 umów z afrykańskimi rodzicami o nieobrzezaniu córek. Fundacja odpowiada też na mnóstwo maili od osób zagrożonych, dotkniętych lub zainteresowanych pomocą w kwestii obrzezania. W 2013 roku było ich prawie 2,5 tysiąca!

3. Pracowanie na faktach
W 2005 roku Fundacja Kwiat Pustyni opublikowała pierwszy w historii raport ukazujący jakiekolwiek dane dotyczące problemu obrzezania w Europie. Po dwóch latach badań, pracownicy i wolontariusze fundacji oszacowali liczbę obrzezanych kobiet na 500 000! Dzięki temu sprawą zainteresowały się rządy Niemiec i Wielkiej Brytanii, gdzie współpracę z Fundacją podjął nawet Scotland Yard. To ważna lekcja. Nie da się skutecznie przekonywać do rozwiązania problemu jeśli nie dysponujemy faktami, jeśli nie znamy problemu na wskroś.
4. Cierpliwość dla niewykształconych i ubogich
Nie wiem czy zniosłabym towarzystwo Idrisa - ojca Safy. W swojej najnowszej książce Waris opisuje go jako niezwykle irytującego człowieka, który zdaje się posiadać wiedzę o świecie na poziomie przeciętnego polskiego 7-latka, a jednocześnie jest przekonany o swojej nieomylności i wyższości. Nie umie czytać, nie umie skasować biletu w metrze oraz sądzi, że do przeżycia wystarczy mu kawałek plastiku, bo widział jak ludzie wyciągają tym pieniądze ze ściany. Na dodatek nigdy nie widział na oczy Koranu, choć święcie wierzy, że ten nakazuje obrzezania oraz pozwala bić kobiety, podczas kolacji wyrywa dzieciom jedzenie,  pali w pokoju hotelowym i wydaje się być niereformowalnym "dzikusem". Waris dzięki swojej niezwykłej cierpliwości i wyrozumiałości sprawia, że Idris staje się nie tylko przeciwnikiem obrzezania, ale chce pracować dla Fundacji i razem z nią nakłaniać do zaprzestania tej haniebnej tradycji.  Taka praca to dla Waris chleb powszedni. Problem obrzezania dotyczy zwykle najuboższych i najmniej wyedukowanych społeczeństw, gdzie od pokoleń nie zadaje się pytań, tylko ślepo wierzy w „mądrości” szamanów czy znachorów. Choć sytuacja mogłaby wydawać się beznadziejna, Waris nie poddaje się i cierpliwie, kropla po kropli, drąży skałę .
5. Odwaga w wyrażaniu własnej opinii.
Waris jest z pewnością bohaterką dla tysięcy kobiet na cały świecie. Jednocześnie stała się jednak wrogiem dla wielu mężczyzn broniących się przed jakąkolwiek zmianą w ich patriarchalnej kulturze traktującej kobiety gorzej niż zwierzęta. Waris nie daje się zastraszyć. Przekonuje, tłumaczy, wyjaśnia i nie przejmuje się tym co o niej mówią, choć za jej poglądy grożono jej nawet śmiercią. W 2007 r. udało jej się nawet trafić do arabskiej telewizji, gdzie opowiedziała o problemie obrzezania przed 200-milionową publicznością! Waris w swojej książce pisze, że już nie obchodzi jej co ludzie o niej mówią, jakimi przekleństwami ją obrzucają, czym jej grożą. Ważne ile dziewcząt uratuje, ilu zwróci utracone zdrowie i ile uśmiechów i ciepłych listów za to otrzyma.
Inspirujmy się życiem Waris Dirie, bo jak pisze w swojej książce: "Kto ratuje jednego człowieka, ratuje cały świat!"
Jeśli macie ochotę poczytać więcej o Waris i jej Fundacji, a być może dowiedzieć się jak można pomóc, zajrzyjcie  stronę:



"Całe życie próbowałam wymyślić racjonalny powód zwyczaju obrzezania kobiet. Być może, gdybym znalazła taki powód, pogodziłabym się z tym, co mi zrobiono. Ale nic takiego nie da się wymyślić. Im dłużej szukałam powodu, tym bardziej narastała we mnie złość."
"Zamieszczając artykuł w "Marie Claire" chciałam, żeby ludzie popierający tę torturę dowiedzieli się przynajmniej, co się wtedy czuje, chociaż od jednej z kobiet, które to dotknęło - bo reszta, żyjąca w moim kraju, nie ma prawa głosu.
"Poznałam, że szczęście to nie to co mam, bo nie miałam nic, a byłam szczęśliwa."
"Jedną z największych zalet świata Zachodu jest pokój i nie wiem, czy wielu z was zdaje sobie sprawę, jakie to błogosławieństwo."
"Moim celem jest pomóc kobietom w Afryce. Chcę, żeby były silne, a obrzezanie osłabia je fizycznie i emocjonalnie. Kobiety to kręgosłup Afryki."
"Modle się, żeby nadszedł dzień, kiedy żadna kobieta nie doświadczy tego bólu. I taki dzień kiedyś nadejdzie."


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz