czwartek, 10 marca 2016

Gulabi Gang. Czy siła może być różowa?

Jakie są wasze pierwsze skojarzenia z Indiami? Uduchowiony hinduizm, modlitwy w Aśramach, system kastowy i czerwone kropki między oczami? A może kolorowe filmy Bollywood, monumentalny Tadż Mahal i imprezy na Goa? Tak, macie rację, dokładnie tak wyglądają Indie. Tyle, że pod warunkiem, że oglądacie je w telewizji, albo na kilkutygodniowych wakacjach. Jeśli jednak patrzycie na nie z perspektywy zwykłej, najczęściej ubogiej kobiety z indyjskiej prowincji, kraj ten będzie kojarzył się przede wszystkim z korupcją, przemocą, niesprawiedliwością i gwałtem.

Książka „Gang różowego sari” autorstwa Amany Fontanelli-Khan otworzyła mi oczy na Indie zupełnie inne niż znamy je z kolorowych programów podróżniczych czy filmu Slumdog. Tak, zdawałam sobie sprawę z różnic społecznych występujących w tym kraju, zdawałam sobie sprawę z ubóstwa, nędzy i wszędobylskich slumsów, to co jednak było dla mnie zaskoczeniem, to fakt, że największymi wrogami Hindusów, są sami Hindusi, a największymi wrogami Hindusek, bywają same Hinduski.




Bohaterką książki jest Sampat – założycielka tzw. Gangu Różowego Sari (Gulabi Gang). Gang to niesamowita inicjatywa społeczna kobiecej samopomocy, która powstała w wyniku bezsilności wobec powszechnej niesprawiedliwości, a także braku reakcji policji, urzędników i polityków na okrutne morderstwa, gwałty i prześladowania. Dość powiedzieć, że w książce opisywane są historie zgwałconych i pobitych kobiet, które udają się posterunek, aby zgłosić przestępstwo, tymczasem na miejscu ponownie spotyka je ten sam okrutny los, tym razem ze strony policjantów! 

Sampat miała tego dosyć, miała dosyć tych samych historii, maltretowanych kobiet i nic nie robiących sobie z tego mężczyzn. Gdy w 2006 roku usłyszała o kolejnej bitej przez męża kobiecie, skrzyknęła kilka kobiet z wioski i wyposażone w kije, poszły spuścić oprawcy łomot. Po tym jak historia obiegła okoliczne miejscowości, Sampat i jej gang zaczęły otrzymywać kolejne wiadomości z prośbą o pomoc. Zgłaszały się również kobiety, które chciały tą pomoc nieść i tak, miesiąc po miesiąc, rok po roku, gang zyskał 200 tysięcy członkiń i międzynarodową sławę. 




Aby wyróżniać się w tłumie, a jednocześnie nie kojarzyć się z żadną opcją polityczną, wybrały na swój symbol różowe sari. Obecnie gang zajmuje się przede wszystkim przeciwdziałaniem przemocy, a także uczy i uświadamia kobiety w kwestii i praw, działa i protestuje przeciwko korupcji,  małżeństwom dzieci, a także nielegalnej, aczkolwiek wciąż praktykowanej okrutnej tradycji sati – zmuszania wdów do obrzędu samopalenia.




Sama Sampat nie uważa, swojej organizacji za grupę przestępczą. Tymczasem, stosowane przez nią metody, są co najmniej kontrowersyjne, a z pewnością byłyby niedopuszczalne w żadnym cywilizowanym państwie prawa. Gang włamuje się na posterunki, szturmuje więzienia, okłada kijami i prześladuje policjantów i zwykłych obywateli, którzy wystąpili przeciwko prawom człowieka, nakłania do przemocy również dzieci, organizuje nielegalne demonstracje czy porywa ciężarówki ze zbożem przeznaczone dla ubogich, w obawie, że zostaną przywłaszczone przez urzędników. Dlatego też, siedząc na wygodnej kanapie, w dużym mieście, w demokratycznym kraju, miałam podczas lektury tej książki mieszane uczucia. Czy przemoc jest wytłumaczeniem dla przemocy? Czy brutalnością można zwyciężyć brutalność? Czy takie działania nie napędzają mocniej spirali agresji, zła i niesprawiedliwości? Cóż, pewnie na mojej miękkiej kanapie takie refleksje mogą mieć rację bytu. Tymczasem domyślam się, że przeniesiona 5 tysięcy kilometrów na wschód na jałowe ziemie Bundelkhand, prawdopodobnie sama wzięłabym kij do ręki i stanęła ramię w ramię z innymi gangsterkami Gulabi.



Jak zwykle, na koniec mojego blogowego wpisu, zadaję sobie pytanie czego może nauczyć nas Sampat i jej gang? Jeśli jeszcze w to nie wierzycie, ta historia to wspaniała lekcja tego, że wszystko jest możliwe, że nie ma sytuacji beznadziejnych, nie ma sytuacji bez wyjścia. Nawet w tak rozpaczliwej sytuacji, w jakiej znajdują się miliony indyjskich kobiet, nie trzeba siedzieć z założonymi rękami, nie trzeba potulnie akceptować staus quo i zawsze można zrobić coś, aby było lepiej. Potrzeba odwagi, potrzeba determinacji, potrzeba wiary i potrzeba tego wszystkiego w ogromnych ilościach, ale z pewnością zmiana jest możliwa. 

Książka uczy nas także, że aby odnieść jakikolwiek sukces, pójść choć jeden krok naprzód w walce o prawa człowieka, potrzebna jest solidarność. Kobietom z Gangu Różowego Sari udaje się, ponieważ są zjednoczone, ponieważ w przeciwieństwie do swoich matek, babek, teściowych, nie dręczą innych kobiet, nie odgrywają się na nich za swoje cierpienia, ale dbają o siebie, wpierają się i walczą razem o swoje wspólne prawa. Z tym wiąże się moja główna refleksja podsumowująca książkę i dotyczy ona sytuacji kobiet nie tylko w Indiach, ale i w innych krajach Azji czy Afryki. Nie będzie nigdy w trzecim świecie poszanowania dla kobiet, jeśli kobiety trzeciego świata nie będą szanować się wzajemnie. Miłej lektury!




“W mojej miejscowości znajdowało się drzewo mango. Widziałam chłoców, którzy się na nie wspinali I pomyślałam Dlaczego ja nie mogę tego zrobić?. Udało mi się to zrobić z pomocą jednej z przyjaciółek. W ten sposób powstałam jako ja.”  - Sampat Pal Devi

“Zawsze chciałam pracować dla ludzi, nie dla samej siebie.”  - Sampat Pal Devi


“Społecznośc wiejska w Indiach jest naładowana przeciwko kobietom. Odmawia im edukacji, zmusza do zbyt wczesnych małżeństw, handluje nimi dla pieniędzy. Wiejskie kobiety muszą zacząc się uczyć, stać się niezależne i rozwiązać ten problem dla siebie samych.”  - Sampat Pal Devi