Jakie są wasze pierwsze skojarzenia z Indiami?
Uduchowiony hinduizm, modlitwy w Aśramach, system kastowy i czerwone kropki
między oczami? A może kolorowe filmy Bollywood, monumentalny Tadż Mahal i
imprezy na Goa? Tak, macie rację, dokładnie tak wyglądają Indie. Tyle, że pod
warunkiem, że oglądacie je w telewizji, albo na kilkutygodniowych wakacjach.
Jeśli jednak patrzycie na nie z perspektywy zwykłej, najczęściej ubogiej
kobiety z indyjskiej prowincji, kraj ten będzie kojarzył się przede wszystkim z
korupcją, przemocą, niesprawiedliwością i gwałtem.
Książka „Gang różowego sari” autorstwa Amany Fontanelli-Khan
otworzyła mi oczy na Indie zupełnie inne niż znamy je z kolorowych programów
podróżniczych czy filmu Slumdog. Tak, zdawałam sobie sprawę z różnic
społecznych występujących w tym kraju, zdawałam sobie sprawę z ubóstwa, nędzy i
wszędobylskich slumsów, to co jednak było dla mnie zaskoczeniem, to fakt, że
największymi wrogami Hindusów, są sami Hindusi, a największymi wrogami
Hindusek, bywają same Hinduski.
Bohaterką książki jest Sampat – założycielka tzw. Gangu
Różowego Sari (Gulabi Gang). Gang to niesamowita inicjatywa społeczna kobiecej
samopomocy, która powstała w wyniku bezsilności wobec powszechnej
niesprawiedliwości, a także braku reakcji policji, urzędników i polityków na
okrutne morderstwa, gwałty i prześladowania. Dość powiedzieć, że w książce
opisywane są historie zgwałconych i pobitych kobiet, które udają się
posterunek, aby zgłosić przestępstwo, tymczasem na miejscu ponownie spotyka je
ten sam okrutny los, tym razem ze strony policjantów!
Sampat miała tego dosyć,
miała dosyć tych samych historii, maltretowanych kobiet i nic nie robiących
sobie z tego mężczyzn. Gdy w 2006 roku usłyszała o kolejnej bitej przez męża
kobiecie, skrzyknęła kilka kobiet z wioski i wyposażone w kije, poszły spuścić
oprawcy łomot. Po tym jak historia obiegła okoliczne miejscowości, Sampat i jej
gang zaczęły otrzymywać kolejne wiadomości z prośbą o pomoc. Zgłaszały się
również kobiety, które chciały tą pomoc nieść i tak, miesiąc po miesiąc, rok po
roku, gang zyskał 200 tysięcy członkiń i międzynarodową sławę.
Aby wyróżniać
się w tłumie, a jednocześnie nie kojarzyć się z żadną opcją polityczną, wybrały
na swój symbol różowe sari. Obecnie gang zajmuje się przede wszystkim
przeciwdziałaniem przemocy, a także uczy i uświadamia kobiety w kwestii i praw,
działa i protestuje przeciwko korupcji,
małżeństwom dzieci, a także nielegalnej, aczkolwiek wciąż praktykowanej
okrutnej tradycji sati – zmuszania wdów do obrzędu samopalenia.
Sama Sampat nie uważa, swojej organizacji za grupę
przestępczą. Tymczasem, stosowane przez nią metody, są co najmniej
kontrowersyjne, a z pewnością byłyby niedopuszczalne w żadnym cywilizowanym
państwie prawa. Gang włamuje się na posterunki, szturmuje więzienia, okłada
kijami i prześladuje policjantów i zwykłych obywateli, którzy wystąpili
przeciwko prawom człowieka, nakłania do przemocy również dzieci, organizuje
nielegalne demonstracje czy porywa ciężarówki ze zbożem przeznaczone dla
ubogich, w obawie, że zostaną przywłaszczone przez urzędników. Dlatego też,
siedząc na wygodnej kanapie, w dużym mieście, w demokratycznym kraju, miałam podczas
lektury tej książki mieszane uczucia. Czy przemoc jest wytłumaczeniem dla
przemocy? Czy brutalnością można zwyciężyć brutalność? Czy takie działania nie
napędzają mocniej spirali agresji, zła i niesprawiedliwości? Cóż, pewnie na
mojej miękkiej kanapie takie refleksje mogą mieć rację bytu. Tymczasem domyślam
się, że przeniesiona 5 tysięcy kilometrów na wschód na jałowe ziemie
Bundelkhand, prawdopodobnie sama wzięłabym kij do ręki i stanęła ramię w ramię
z innymi gangsterkami Gulabi.
Jak zwykle, na koniec mojego blogowego wpisu, zadaję sobie
pytanie czego może nauczyć nas Sampat i jej gang? Jeśli jeszcze w to nie
wierzycie, ta historia to wspaniała lekcja tego, że wszystko jest możliwe, że
nie ma sytuacji beznadziejnych, nie ma sytuacji bez wyjścia. Nawet w tak
rozpaczliwej sytuacji, w jakiej znajdują się miliony indyjskich kobiet, nie
trzeba siedzieć z założonymi rękami, nie trzeba potulnie akceptować staus quo i
zawsze można zrobić coś, aby było lepiej. Potrzeba odwagi, potrzeba
determinacji, potrzeba wiary i potrzeba tego wszystkiego w ogromnych ilościach,
ale z pewnością zmiana jest możliwa.
Książka uczy nas także, że aby odnieść
jakikolwiek sukces, pójść choć jeden krok naprzód w walce o prawa człowieka,
potrzebna jest solidarność. Kobietom z Gangu Różowego Sari udaje się, ponieważ
są zjednoczone, ponieważ w przeciwieństwie do swoich matek, babek, teściowych,
nie dręczą innych kobiet, nie odgrywają się na nich za swoje cierpienia, ale
dbają o siebie, wpierają się i walczą razem o swoje wspólne prawa. Z tym wiąże
się moja główna refleksja podsumowująca książkę i dotyczy ona sytuacji kobiet
nie tylko w Indiach, ale i w innych krajach Azji czy Afryki. Nie będzie nigdy w
trzecim świecie poszanowania dla kobiet, jeśli kobiety trzeciego świata nie
będą szanować się wzajemnie. Miłej lektury!
“W mojej miejscowości znajdowało się drzewo
mango. Widziałam chłoców, którzy się na nie wspinali I pomyślałam Dlaczego ja nie mogę tego zrobić?. Udało
mi się to zrobić z pomocą jednej z przyjaciółek. W ten sposób powstałam jako
ja.” - Sampat Pal Devi
“Zawsze chciałam pracować dla ludzi, nie dla
samej siebie.” - Sampat Pal Devi
“Społecznośc wiejska w Indiach jest naładowana
przeciwko kobietom. Odmawia im edukacji, zmusza do zbyt wczesnych małżeństw,
handluje nimi dla pieniędzy. Wiejskie kobiety muszą zacząc się uczyć, stać się
niezależne i rozwiązać ten problem dla siebie samych.” - Sampat Pal Devi